19 sierpnia – tego jednego, konkretnego dnia naprawdę nie mogliśmy się doczekać. To wtedy miała rozpocząć się nasza kolejna przygoda, Wędrownicza Watra. W tym roku hasło przewodnie imprezy brzmiało „Poza horyzont!”, a my, mimowolnie się nim kierując, wyruszyliśmy w całkiem daleką podróż, bo aż w Beskidy.
Gdy za oknami pociągu wreszcie ujrzeliśmy wznoszące się majestatycznie szczyty, nawet najbardziej opanowana część naszej ekipy nie mogła ukryć radości. Nareszcie dotarliśmy na miejsce!
No, niezupełnie; czekały nas jeszcze zakupy i pierwsza watrowa wspinaczka. Mieliśmy za zadanie dotrzeć do Chatki Elektryków, aby tam odbyć przednocleg i zregenerować siły na dalszą wędrówkę. Widoki po drodze w górę były wspaniałym wstępem do naszej wyprawy. Dookoła nas dumnie prężyły się wielkie szczyty i stare, przepiękne lasy. Zapach drzew i promienie słońca przyjemnie ogrzewające skórę były subtelnymi dodatkami, które dopełniały to wszystko.
Chatka okazała się przyjemnym i całkiem miłym miejscem. Tam poznaliśmy nasz patrol partnerski, czyli grupę skautów z Hiszpanii. Robiło się coraz ciekawiej! Przed snem wzięliśmy jeszcze udział w ognisku powitalnym, które oficjalnie rozpoczęło naszą beskidzką eskapadę.
W drogę wyruszyliśmy rano, po śniadaniu i grze integracyjnej. Z początku nie szło się tak źle, ale z czasem poczuliśmy, że górska trasa, którą mieliśmy do pokonania, będzie nie lada wyzwaniem. Drugim miejscem noclegowym okazała się Chatka na Adamach. Kiedy wreszcie doczłapaliśmy się do niej, byliśmy wyczerpani – za sobą mieliśmy w końcu wspinaczkę na dwa szczyty i wiele wysokich przewyższeń. Na szczęście kolejnego dnia czekało nas testowanie zajęć, co oznaczało sporo czasu na odpoczynek. Nie oznaczało to jednak nudy – wzięliśmy udział w wielu świetnych grach i ćwiczeniach, także tych przeprowadzonych przez gości z Hiszpanii. To była wyśmienita okazja do poznania nowych ludzi, ale też przetestowania swojego angielskiego.
Kolejny dzień wędrówek również obfitował w nowe wrażenia. Mogliśmy sprawdzić nasze umiejętności i wiedzę z zakresu zdobywania szczytów, przetestowaliśmy też sprzęt używany przez profesjonalnych wspinaczy. Jednak najwięcej przygód miał przynieść ostatni dzień na trasie. Po szybkim przepakowaniu plecaków ruszyliśmy w kierunku Babiej Góry, po drodze zahaczając o Centrum Górskie Korona Ziemi. Tam dowiedzieliśmy się wiele o polskim himalaizmie i obejrzeliśmy ekwipunki wspinaczkowe z różnych epok. Nasza ekipa postanowiła zafundować sobie dodatkową porcję rozrywki i wybraliśmy się wspólnie do parku linowego. Jakby mało nam było wysokości!
Noc mieliśmy spędzić w schronisku, aby przed świtem wspiąć się na sam szczyt Babiej Góry i stamtąd obejrzeć wschód słońca. Niestety, pogoda zrobiła nam psikusa i w środku nocy otrzymaliśmy wiadomość, że nie trafimy na okno pogodowe i z naszych planów nici. Chcąc nie chcąc, ruszyliśmy więc w dół, ale nieco inną drogą. Na końcu czekał na nas autokar, który zawiózł nas do Podzamcza Chęcińskiego na zlotową część Watry. Wszyscy zasnęliśmy zaraz po rozpoczęciu podróży; chyba jeszcze żadna przejażdżka nie minęła nam tak szybko.
Na miejscu już stały pierwsze namioty, a my rozbiliśmy obok nich nasze malutkie obozowisko. Wieczorem odbyła się uroczysta ceremonia rozpalenia Watry. Kiedy patrzyło się na te wszystkie rzędy wędrowników i skautów, nie dało się ukryć wzruszenia. To była chwila jedyna w swoim rodzaju.
Kolejne dni także były emocjonujące – najróżniejsze zajęcia (od survivalu, przez taniec, czy psychologię, aż po parzenie herbaty), koncerty, dyskoteki, ogniska i dużo, dużo nowych znajomości. Bawiliśmy się naprawdę wspaniale!
Po ceremonii kończącej wędrowniczą przygodę ze smutkiem musieliśmy wyruszyć w drogę powrotną. I choć zmęczenie dawało nam się we znaki, każdy odcisk był jeszcze bardziej odczuwalny niż zwykle, a głowy pękały od wrażeń, nie kryliśmy żalu, że po tegorocznej Watrze pozostały nam już tylko wspomnienia. Cóż, będziemy mieli na co czekać – oby do następnych wakacji!
dh. Kamila Woźniak